muzyka elektroniczna, el-muzykamoog

Andreas Vollenweider - White Winds (Seeker`s Journey)

Andreas Vollenweider

White Winds (Seeker`s Journey)

rok wydania: 1984

W 1984 roku ukazuje się czwarta w dyskografii Vollenweider'a a trzecia wydana na cały świat płyta. Uznaje się ją za przełom w karierze Szwajcara, gdyż zdobyła chłonny wówczas na muzykę spod znaku „New Age", pożądany przez każdego artystę ze względów komercyjnych, rynek amerykański. Sukces na listach Billboardu ( notabene płyta ląduje w działach jazz, klasyka i New Age co świadczy o niemożności jednoznacznego zaklasyfikowania tej muzyki) wynosi go tam na tron popularności i w naturalny sposób ściąga na Vollenweidera propozycję tournee w USA. Przygotowane pieczołowicie występy w najlepszych salach koncertowych Nowego Jorku ( Carnegie Hall ), Waszyngtonu ( Kennedy Center ) czy Los Angeles (Universal Amphitheatre) przyjęte są entuzjastycznie przy nadkompletach publiczności. To samo dzieje się przy promocji krążka w Europie.
 Motto zaczerpnięte z napisów świątyni boga Ra w Egipcie ma określić charakter tej płyty -„Dusza to zawoalowane światło. Zaniedbaj ją. Przyćmi się i zgaśnie. Napełnij ją świętym olejem miłości a rozpali się nieśmiertelnym płomieniem."
Trudno uchwycić i opisać tą muzykę. Vollenweider nagrywał albumy metodycznie używając charakterystycznej sygnatury brzmienia gdzie do kreowania swych wizji na centralnym miejscu umieszczał senną, jazzującą harfę której często akompaniował głos, w tle syntezator, dzwonki, cheng, szeroki zakres brzmień pomocniczej, łagodnej perkusji i okazyjnie inne instrumenty w wyszukany sposób otaczające całość niesamowitą architekturą dźwiękowego gobelinu. Co ważne, przez lata zdolny był utrzymywać swą artystyczną wizję, integralność i klarowność pomysłów. Vollenweider wypowiadał się o swej sztuce: "Tworzenie muzyki, tańca, malowania-kreatywności- wszystko to ma tak wielkie znaczenie w procesie odnajdywania siebie lub inaczej, lepiej, szukania rzeczy które dają nam tak indywidualną, kompleksową i cudowną głębię emocji, idei snów ". Nazywał te kreacje cudownymi podróżami lub jak stoi w podtytule „podróżami poszukiwacza" i rozkoszował się robieniem muzyki i słuchaniem jej z przyjaciółmi. Tu należy dodać, że owi przyjaciele mieli dla niego szczególne znaczenie i płyty lat 80 tych sygnował jako AVAF ( skrót od Andreas Vollenweider And Friends) gdzie stałymi oprócz Andreasa postaciami byli Walter Keiser i Pedro Haldemann.

Ten krążek ma odmienne jakby bardziej skostniałe oblicze od swych poprzedniczek. Świetnym metaforycznym ujęciem tej muzyki jest okładka dzieła zresztą samego artysty - ta muzyka to nie już radosna zabawa i pogoda tylko lodowa, mroźna wieża wyłaniająca się spośród mgieł. Jest w tym obrazku coś fascynującego ale i niepokojącego zarazem.
Tytuł całej płyty jak i utwór rozpoczynający to „Białe Wiatry" co kojarzy się z zimą. W pierwszym utworze słychać właśnie szum wiatru niosącego przenikliwe zimno Arktyki, które gwałtownie przechodzi w kaskadę przytłumionych dźwięków. To dość zaskakujące rozpoczęcie w korelacji z wcześniejszymi płytami Vollenweidera powoduje że mamy wrażenie, że to jakiś błąd na płycie, źle zgrana taśma matka gdzie przeciągły dźwięk syntezatora opatulony zostaje samplami taplania i przelewania wody, na tle których pojawia się harfa -śmiertelnie poważne dźwięki, prawie zasępione także zaskakują odbiorców przyzwyczajonych do utworów pełnej beztroskiej radości. Czyżby Vollenweider spoważniał, a może nawet stał się ponurym wieszczem? Przejście w „Hall Of The Stairs" też zadziwia - słychać kotły jakby imitujące kroki na owych schodach wspomagane różnorakim instrumentarium z rodziny perkusyjnych samobrzmiących wystukujących i powtarzających osnowę melodii by w końcu oddać pola głównemu narzędziu pracy Andreasa zmodyfikowanej elektrycznej harfie. Pojawią się tu też wątki odnoszące się do nowoczesnego, konwencjonalnego etno - jazzu oraz przepiękna wokaliza jak i jak zwykle świetne wykorzystanie dzwonków. I dryfujemy w stronę „Glass Hall", który pozostaje w pamięci głównie ze względu na brzmienie fletu -prowadzącego melodię i sampli dmuchania. Intro po chwili wspomaga delikatna perkusja, tamburyn i zestaw grzechotek. Zwiewną melodię uzupełnia w końcu unikalne brzmienie harfy a całość mimo powtarzalności melodii ubarwia zestaw ozdobników, łącznie z imitacją brzmień azjatyckich co świadczy o zręczności aranżacyjnej Vollenweidera, który wie jak nie znudzić a oczarować kreowanymi dźwiękami każdego słuchacza. Harfa połączona z pełnym zestawem perkusyjnym i zespołem syntezatorów w „The Glass Hall" (w części „Choose the Crystal"), ukazują wspaniale unikalność dźwięków kreowanych przez Vollenweidera, rytmiczność i pogodność tej muzyki. Łącznikiem z kolejnym utworem jest piękna wokaliza dwóch nachodzących na siebie głosów - męskiego i żeńskiego wprowadzającego do troszkę bardziej stonowanego ale nie pozbawionego nadal delikatnej poświaty kołyszącego jazzu i relaksacyjnego wymiaru utworu „The Woman And The Stone". Co łatwo zauważyć Vollenweider używa w kolejnych utworach właściwie wciąż tego samego rytmu zmieniając tylko tempo. Swoisty refren zbudowany z brzmień harfy i tonów wydobywanych z fletu daje nam ciepły obrazek letniego ranka na plaży. „Stone" przynosi ponowne przytłumienie dźwięku przypominającego banjo z biciem serca w tle, które przechodzi w kulminację ściany dźwięków z pięknym użyciem fagotu, skrzypiec i wokalizy jako elementów wybijających się na plan pierwszy. Ten pozbawiony chwytliwej melodii utwór ulega ucięciu i jak przystało na interludium przechodzi w temat główny czyli przepiękne, romantyczne i delikatne „Fazy Trzech Księżyców", gdzie spokojna perkusja towarzyszy harfie splecionej pięknymi samplami pełnymi orkiestrowych odniesień. „Flight Feet & Roots Hands" rozpoczyna się niczym błahy, niezobowiązujący obrazek beztroskiego lenistwa. Po swoistym przełamaniu okazuje się jedną z najbardziej uroczych kompozycji płyty. Vollenweider dostarcza tu nawet elementy lekkiego funky. Ta wesoła, niefrasobliwa melodia to zarazem obrazek, gdzie prawie można dostrzec uśmiechy na twarzach spontanicznie grających muzyków. Co ważne Andreas używając kolejnych instrumentów wykorzystuje je w tle danego utworu, najczęściej już do nich nie powraca zaskakując za to świeżo brzmiącym wykorzystaniem kolejnych. „Brothership" to kolejny utwór odnoszący się do azjatyckich dźwięków. Rozpoczynają go dzwonki charakterystycznych dla buddyjskich pieśni, z towarzyszeniem nocnego koncertu świerszczy by po chwili przejść w plejadę brzmień, z których w końcu wyłania się modyfikowana elektryczna harfa zdominowująca resztę utworu. Po serii powtórzeń wpadamy w zadumaną „Sisterseed"|będącą kolejną parafrazą wschodniego skalowania gdzie samotna harfa z pogłosem jakby w świątyni Buddy przechodzi z kolei niespodziewanie w wieńczącym płytę utworze „Trilogy" w brzmienie przypominającym francuską harmonię która w końcu oddaje pola harfie wspartej wokalizą i saksofonem by skończyć się tak jak się płyta rozpoczęła - szumem wiatru...

Zauważmy że Andreas stara się wykreować swój własny, zamknięty świat magii i tajemnicy, który wraz z muzyką stara się nam przekazać i odkryć zarazem. Świetnym przekaźnikiem tych idei oprócz muzyki ( choćby fenomenalne wprowadzenie do „Caverna Magica") są także tytuły oraz rozwinięcia ich nie tylko w utworach ale i całych płytach. White Winds posiada więc podtytuł Podróż Poszukiwacza... „White Winds" należy do trylogii, którą rozpoczyna „Behind The Gardens" a kontynuuje „Caverna Magica" co namacalnie Andreas sugeruje w podtytule: Za Ogrodami - Za Murem Pod Drzewem z trójkropkiem sygnalizującym możliwość ciągu dalszego a co podchwytuje Magiczna Jaskinia w nawiasie mająca nazwę Pod Drzewem - W Jaskini także zakończone trójkropkiem. Łącznik wskazujący „White Winds" jako ciąg dalszy dla dwóch poprzednich płyt jest bardziej zakamuflowany i należy szukać go w podtytule utworu ostatniego gdzie padają słowa Gardens i Magic. Zresztą o trylogii najdobitniej świadczy zbiorcze wydanie tych płyt na 2 CD( z dodaną Ep-ką Pace Verde i zmodyfikowaną, dużą partią z Eine Arte Suite In XIII Teilen ) jako ... „Trilogy". Innym tropem zagęszczającym swoistą tajemniczość i czar około muzyczny są chociażby symbole przypominające znaki zodiaku do oznaczeń każdego z utworów, nieodparcie kojarzące się z symbolem jaki pojawił się na froncie „Dancing With The Lion" co znowu może sugerować iż Andreas snuje nić połączeń między płytami.
Album ten przypomina jaka powinna być prawdziwa medytacyjna muzyka elektroakustyczna w czasie gdy New Age wchłaniał elementy ambientowych dronów. Rozwiewał opinie, że NA jest nudne i meczące i ustanowił Andreasa liderem tego modnego we wczesnych latach 80- tych ruchu. Ale wszak mamy tu także mnóstwo odniesień do muzyki azjatyckiej, klasycznej i jak sugeruje to powtarzane frazowanie także do tzw. contemporary jazz, zresztą asocjacje z jazzem to stały składnik jego muzyki. Płyta ta pomogła mu w skrystalizowaniu tych ascetycznych kombinacji jazzu, ambientu, akcentów rytmicznych z fuzją World Music .
"White Winds" jest też dobrym przykładem łączenia dostępności z unikalnością i pewnymi ciekawymi poszukiwaniami brzmieniowymi. Elektoakustyczna harfa brzmi zawsze czysto, akuratnie i inspirująco dodając bardzo indywidualne brzmienie w powodzi otaczających je dźwięków. Rozwinął też swą zdolność wydobywania z harfy niskich głębokich basowych linii po migotliwe wysokie barwy. (Sam Vollenweider stwierdza na wkładce że bas jaki słyszymy jest stworzony z gry na najniższych strunach harfy i jest grany w tym samym czasie jak rytm, harmonia i melodia). Nieskazitelne brzmienia i klimaty kierują nas ku atmosferze miłej relaksacji. Momentami jest optymistyczna czasami dramatyczna ale zawsze bardzo poruszająca różnorodnością pełnych szerokiej palety kolorów brzmień. Dużo tu nadal tanecznych wibracji, muzycznie różni się jednak kompleksowością kompozycji, które są z pasja wykonane i pomysłowo skonstruowane. Wpadają jedna w kolejną z ewoluującą warstwą nastrojów gdzie kompozytor balansuje udanie na progu znudzenia, wszak jego melodie są nieraz bliźniaczo podobne i zapętlone. Smak bogatych tekstur, bujny, klasyczny dźwięk jest zdolny mieszać z niezwykłymi rytmicznymi efektami i nietypowymi tonami (otrzymuje nawet staccato, naśladującymi gitarę synkopowaniami w "Flight Feet & Root Hands"). Album koi i odurza, każdego miłośnika ładnych melodii i niebanalnych nastrojów.
Obecnie na rynku pojawiły się zremasterowane reedycje wczesnych albumów Vollenweidera z dodanymi bonus trackami. Nowe wydanie "White Winds" zawiera dodane trzy utwory na żywo i dwa pliki video.(9.67/10)

1 White Winds: The White Boat (First View) (1:52)
2 Hall of the Stars/Hall of the Mosaics (Meeting You) (5:01)
3 Glass Hall (Choose the Crystal)/The Play of the Five Balls/The Five Pla (7:42)
4 Woman and the Stone (4:29)
5 Stone (Close-Up) (3:02)
6 Phases of the Three Moons (2:45)
7 Flight Feet & Root Hands (3:44)
8 Brothership (3:22)
9 Sisterseed (1:29)
10 Trilogy: At the White Magic Gardens/The White Winds (3:37)
Patrick Demenga Violoncello
Peoro Haldemann Harp, Timbales, Rhythm, Angklung, Wind Harp, San Hsien, Wind Chimes, Water Drums, Surdo, Serpent
Elena Ledda Vocals
Beata Vollenweider Engineer
Walter Keiser Drums
Andreas Vollenweider Arranger, San Hsien, Wind Harp, Pedal Harp, Electracoustic Pedal Harp, Cover Art, Wind Chimes, Angklung, Water Drums, Remastering, Harp, Surdo, Engineer, Serpent, Cheng, Producer, Timbales

 




spawngamer

« powrót